przy warsztacie kwitnie dziki bez. gałęzie rozkłada
na drzwiach. stuka w szyby, których nie ma. chcieliśmy
go wyrwać zeszłej niedzieli, lecz korzenie miał jak
włosy Zuzanny. za domem babki sterczały w zielonych
chustach; światło zawiązało się na supełek, ścisnęło mocno
i pękło. pryskały gwoździe i drzazgi:
ojciec zbijał płot, póki sam nie wrósł w ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz