są miasta, w których cienie wyłażą z kominów.
siadają pod progiem, mokre pulsują jak podwórza ubrane w trawy
i mlecze. kamień ściąga opuchliznę, ludzie - cegły na łeb
opierając się plecami o gotyk.
granice wypłowiały we włosach starych kobiet;
martwe nie odeprą dziś przybysza ani nie rozdzielą nasion.
słońca nie wyznaczą kosmosów, tropy nie poniosą ścieżek
do opamiętania.
ze skarpy roztoczy się panorama zaświatów,
grunt będzie miękki i wonny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz