w ślimaczą skorupę.
Widziałaś mnie nagą, zapadającą się w próchno
i zapach
parafiny, w gładki pokost naskórka. Stanowiłyśmy
niepodzielną
całość, a może zlepek figur, kształtów wklęsłych
i wypukłych,
układających się wzdłuż poziomic; kartografię pełną
szaleńczych urwisk
i łagodnych, jasnych przejść między obrazami.
Przez tyle lat
odnajdywałam nas i gubiłam, odtwarzając
słoneczne
układy linii papilarnych, zmarszczek okalających jedną
jedyną myśl;
którą dzisiaj wdycham razem z pyłem, z lipową
drzazgą wbijam
pod paznokieć, zdrapuję ze ścian. Trwamy
w bezruchu, do
spokojnego snu szykując się w łonie ziemi łupionej
przez barbarzyńców.
Rzym upadł. Zawierzając niedorzeczności
nigdy już
nie odkryję, nie wypowiem twoich imion, dziwactw
i chorób, których
nie dostąpisz.
* łac. Wierzę, ponieważ to absurdalne
Dojrzałe, bardzo dojrzałe jak na tak młodą osobę :)
OdpowiedzUsuń