z pokolenia na pokolenie, pustą przestrzeń wypełniają portrety,
przyciężkie noce, kości lub mokre drewno trumienne.
Pięćdziesiąt lat z górą.
Pójdziesz ze mną za wszelką cenę;
na chorobę, na wojnę, na
przemiał. Oto jałowość. Ciepłe słone
jezioro, plusk, dryfujące włosy. Biały przecinek, na płótnie
plamka, co rozkwita, kiedy podchodzisz; pełna pozorów,
zwiewna i jasna, puch topolowy, okwiat wełnianki.
Przypomina ci matkę, więc sączysz jej sól jak mleko,
nie zamierzając wcale dorastać. I wiesz, że mógłbyś
być najtęższym konarem głównej linii rodu, wspierać się na ramionach,
być najtęższym konarem głównej linii rodu, wspierać się na ramionach,
w koronie kwiatu przekazywać życiodajne soki. Tymczasem
z trudem unosisz się na powierzchni, każdego roku
płodzisz jeden wiersz, ścierając pył z kamiennych kręgów.
Jak zwykle - wiersz czysty jak mahoniowe powietrze. Z wdziękiem. Jest lirycznie. Podoba się.
OdpowiedzUsuńŚlę pozdrowienia.
Dziękuję za wstąpienie, Arku. Jednak zmieniłam zapis, żeby było przejrzyściej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!