Jaskinia Chauveta, malowidła naskalne |
we mchu, chłodny
strumień na policzku otwierały drogę do
miejsca narodzin,
spełnienia i kaźni. Podążyłem za stadem,
zupełnie
zbity z tropu. Gdzieś pośród zawalisk
mijając się z
własnym odbiciem; oddany kłom i pazurom
pod misterną
konstrukcją żeber, w czeluści, do której
nie docierał
żaden dzienny promyk ani głos, w pierścieniu
korytarza zaciśniętym
wokół cieni tak mocno,
że zdawały
się zlewać w jedno. Siódmego dnia określiłem
położenie względem
Zuzanny i pozostałych ciał niebieskich.
Światło z
wolna sączyło się przez skórę, biel pleców
pojawiających
się i znikających sprzed moich oczu.
Jak kwarcyt
rozkwitało na jej włosach; lwiej sierści,
szorstkiej,
pełnej przebarwień. A potem w jednej chwili
obrazy
nałożyły się na siebie i zgasły. Zrozumiałem, że
Zuzanna również
utraci całą swoją głębię, kontur.
Jak spod
kalki wyrośnie ze mnie, przemierzającego
wilgotne
usta doliny Ardèche.
ładny blog i wiersze
OdpowiedzUsuń