niespokojni. Przywarli do ław, ścian bielonych wstydem;
lęgną się po cichu w spojeniach belek i fasetach.
O posłowie
nieba, spójrzcie – gwiazdy mamy
prawie na
dłoni. Nie obwieszczajcie tego, co przychodzi
na każde amen, na zdrowie i jak na lekarstwo.
Nie
starzejemy się, tylko w piersiach kiełkują guzy
i garb nam
na grzbiecie wyrasta. Bydlęta klękają,
ogień
krzepnie niby krew na kopytkach, w ubojniach
lub u płotu.
Mira, mira nuntiantur. Marzną koty,
śnieg
oprósza futro, a tynk trzewiki niedzielne.
Chyba już całkiem
odebrało nam mowę. Zastygł śluz,
mróz nozdrza
zasklepił; na pamięć wracamy do ciasnych
zapiecków. O
pyszna Cassiope, spójrz – gwiazdy
jak na
dłoni, a tyle dłoni, że cała noc się pomieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz