Stanisław Ignacy Witkiewicz, Stworzenie świata (1921-22) |
lecz zwierzęcych
skór. Mówią: jesteś tak krucha
i lekka, że ziemia
będzie cię trawić do kolejnej
wiosny i ani
dnia dłużej. Ten grzech, to przecież
nic, bez
przyczyny się z nieba nie spada.
Jeszcze garniecie
się do piersi, skowycząc.
Kapryśni, wciąż głodni. Co byście zrobili beze mnie,
Kapryśni, wciąż głodni. Co byście zrobili beze mnie,
gładkiej jak
śmierć, pochylonej nad grobem,
żłóbkiem, kocim
futrem lub miską pełną jagód?
Ja was
wszystkich nakarmię, będę wodzić
na
pokuszenie i na tęsknotę. Aż w końcu piekło
otworzy się pełne
zębów i kości; ugrzęznę w nim
zielonooka i
smukła, niby bezmleczna stara wilczyca
o sierści zmierzwionej od
ciągłego ssania.
Przyjdziecie
do mnie kalecy, o zaropiałych oczach,
żebym mogła zlizywać
krew z waszych kolan, iskać
wszy,
wygryzać strupy. Mam ciepły szorstki język;
ukołyszę was
nim rozpadniecie się w proch, nim
zacznę
przysychać do pościeli, martwa, cuchnąca.
A kiedy mój bóg
zawoła: stań się! – powstanę.
I szybko spęcznieję,
spełnię się, spękam. Nie z żebra
ulepiona,
lecz spomiędzy kłów i gadzich łusek wyrosła,
uklęknę raz
jeszcze: naga, karmiąca, odległa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz