poniedziałek, 21 marca 2011

Wytopy


zima była niczym narośl na żywym, gotowym do miłości
ciele. nadziei mieliśmy mnóstwo: tyle co sikorek za oknem
i słoniny rozwieszonej na gałęziach zdziczałych śliw.

ani krzty bólu. żółty piec kaflowy, poranny zgrzyt żeliwnych
drzwiczek. kuchenne ściany przesiąkały szumem odbiorników,
rozmowami po północy i dźwiękiem radzieckiej pozytywki.

dalej było już tylko jasno i ciepło. może swetry mieliśmy
grubsze, a może troska topiła śniegi i tkała z nich obejścia
pełne rozgadanych strumyków.

poniedziałek, 14 marca 2011

Wilcza jagoda


a wracała do niego jak się wraca do przystani. do snów jałowych
jak skóra dziecka i rybie łuski. był wieczór. paliła papierosa, strzepując
popiół do rzeki; upadał lekko, jakby miał przemienić się w ptaka.
tylko paznokcie okraszone czerwienią raziły mocniej niż dym
i ścieżka wrastała w bose stopy i sukienkę. przed nią leżały poletka
zaszyte głogiem, parszywe nory, błyszczące owadzie odwłoki.

wtedy pomyślała, że ma bardzo ładną szyję, a piersi jędrne i białe.
i odeszła.