wiosna

Kadr z filmu Brzezina w reżyserii Andrzeja Wajdy (1970)
















Kompozycja z otwartym oknem


Zresztą to nie był finał, to była uwertura. *

Słońce zlizało zimę z dachów. Nic więcej.

Mieliśmy parę gwoździ i drewno kruche niczym
czerstwy chleb. Tak mało nas było, choć każdy wieczór
zbierał czyjeś cienie z poszycia. Nie uwierzysz, tatku,

mijał rok, a modlitwy wciąż niosły zapach krochmalu.
O świcie sen-jaszczurka wpełzał pod kamienie;
ciążył na skroniach, niedośniony jeszcze.

Kiedy nadszedł maj, koła wrzynały się w błoto,
w żywą ranę. Dwie mile, droga u stóp miasta, twierdzy.
To w maju przyjechał stryj. Prosto z Davos. Wiecznie

z papierosem w ustach. Całował piersi Maliny i moje
włosy. Trzeciego dnia zwieźli fortepian, czarny jak śmierć,
mogiła matki po roztopach. Brzezina pęczniała w deszczu.

Nie wiem, co dalej. Baby mówią, że pogoda.
Mamy dwa krzyże i okno otwarte na oścież; powiało
od wschodu i mówią, wyschnie – gościniec, ściana,

grób. Jeszcze sny nie te. Ale kiedyś zelżeją.


* J. Iwaszkiewicz, Brzezina





Beskid /I/

zaciągnęła się papierosem. patrzyłem, a popiół
znosił jej chudy nadgarstek do rzeki.
spod cerkwi widać było dym i błoto na stokach.

kolejne kwietnie malowały te same obrazy:
widnokrąg grający w czarne i zielone, dnie zagojone w noc staranniej
niż blizny. ostatnie światło przekraczało próg
i wniknąwszy do nawy lizało nam buty.

zapaliłem jak ona wówczas. dochodziła szósta,
przyrośnięte do nieba wierzchołki drzew szukały po omacku
bani pękatych niczym piersi matek. byłem równie ślepy
jak one; tylko słuch mi się wyostrzył.








Beskid /II/

w głowie kręci się biała kapliczka i chałupa
bez okien. pole, z którego wyrastał koślawy krzyż,
zaparkowane na poboczu auto.

mokrymi rękami łatwiej zrywać bogów z nieba,
a mokrymi ustami dziwić się. na palcach mam jeszcze
wierzchołki brzóz rozebrane ze świateł;

kiedyś myślałam, że to objawienie. spadaliśmy
ze snu do rzeki. ruch odbywał się po innej orbicie
wokół innego słońca.