poniedziałek, 26 grudnia 2011

Na zdrowie i urodzaj

Bij, gdzie popadnie. W świętym krwiobiegu powstały zakrzepy,
pachnące dymem kukły. Kalekie ścierwa rozkołysane niczym gniazda
jaskółek czy kołtuny ulepione z litanii, trocin i błota. Bij zatem, tnij
jak gdybyś patroszył kurę, choć nie mam pazurów ni czerwonych

oczu. Ja, zwykły trup dyndający przy kościelnej wieży, pękam
w szwach i przekleństwach. Na sąd prowadzon ku nadrzecznej
polanie, gdzie mnie będą rozbierać z grzechów i szat, aż w końcu
ulotnią się jakoby miesiące białe i pełne lodu – tego szkła

roztłuczonego na trzydzieści srebrników. Powracaj co wiosnę
z wilgoci, ze światła, pośród hałasu kołatek i dzwonów. Z prochu
wyłuskany. Niech biodra kobiety przyjmują cię zachłannie i lekko,
ciemiężycielu ty mój z kijem ustawionym na sztorc. Na amen.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Sztetl (szkic)

Bruno Schulz, Adela i Edzio
Adela stopy ma białe i miękkie, za każdym razem,
kiedy przymyka powieki, podskórnie wędrują szeregi
pluskiew. Podbródek trzyma uniesiony wysoko, gdzieś
w stronę balkonu – i tylko między rzęsami rozkwitają
frywolnie sny, a we włosach plącze się zapach maciejki.

Po drugiej stronie nie ma już nikogo; młody kaleka
dotarł do domu na czworakach. Na szybie pozostały
ślady palców i nosa – przypominają bukiet kwiatów,
niedokończone listy, takie tłuste, słone od potu.

Nadszedł świt, nad gankiem błyszczą dachy miasta.
Pokraczne kamieniczki, pomniki – smętne zjawy
z oczodołami zalepionymi miodem, plastrami słońca.
Cienie, drżące osiki pełzające po wzgórkach ulic.

Ostatnie błogosławieństwo wybrzmiewa skargą:
ledwie zawiśnie na ścianach przy wierzbinie lub czerwonych
jabłkach, a ciała obrastać będą w modlitwy i wystrzały –
krótkie pociągnięcia ołówka. W oczach zagnieżdżą się
odpryski szkła i farb. Senne mozaiki. Przywidzenia.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Uroczysko (akwarela)

Jerzy Duda-Gracz, Szumiąca. Trio fortepianowe g-moll
Łydki ma chude jak szczapy. Noc wygięła się nad nią w pałąk
i wsiąka w chropowatość papieru. Spójrz, panienka z bagien jest
całkiem naga. Jej lico przybiera rumieniec jabłka, a rude kosmyki
opadają na rozdeptane drogi, omszałe płoty i resztki chałup.

Jesteście smukłe jak osiki, wy polskie zmory. Oplata was lepiech
i rumianek, zielne sukno snuje się między palcami jak mgła.
A niech no się który skusi, to różańce zaczną szemrać na rozstajach
niczym wisielec na przednówku. Skóra będzie sina i nabrzmiała,

zaś woda zdrowa i przeklęta. Niech się święci woda, dobra woda,
powała i próg; gdzie w kuchni zapiecek, a w pokoju trumna.

czwartek, 27 października 2011

Drohobycz (portretowanie ulicy)

Pamięć kończy się na krągłościach kocich łbów i ciał
przylegających do białych jak mleko matki ubrań.
Deszcz zapłodnił już ogrody przy Sienkiewicza. Miękko
zsuwa się po rynnie, by spłynąć na przełaj chodnikiem.

Wcale nie wyglądamy jak duchy. Do twarzy nam
w starych płaszczach, trzewikach, smutkach. Jesteśmy
widzialni i piękni do bólu: ja z warkoczem, naręczem
śliwek. Ty ulepiony z lepszej gliny i zdrowszej krwi.

Jeszcze kryjemy się w ramach obrazów, kołyszemy
wolno niby sny wciśnięte w głębię perspektyw.
One unoszą się nad dachami jak spopielone akwarele,
zdziczałe róże i nazwy ulic, których nikt nie pamięta.

poniedziałek, 21 marca 2011

Wytopy


zima była niczym narośl na żywym, gotowym do miłości
ciele. nadziei mieliśmy mnóstwo: tyle co sikorek za oknem
i słoniny rozwieszonej na gałęziach zdziczałych śliw.

ani krzty bólu. żółty piec kaflowy, poranny zgrzyt żeliwnych
drzwiczek. kuchenne ściany przesiąkały szumem odbiorników,
rozmowami po północy i dźwiękiem radzieckiej pozytywki.

dalej było już tylko jasno i ciepło. może swetry mieliśmy
grubsze, a może troska topiła śniegi i tkała z nich obejścia
pełne rozgadanych strumyków.

poniedziałek, 14 marca 2011

Wilcza jagoda


a wracała do niego jak się wraca do przystani. do snów jałowych
jak skóra dziecka i rybie łuski. był wieczór. paliła papierosa, strzepując
popiół do rzeki; upadał lekko, jakby miał przemienić się w ptaka.
tylko paznokcie okraszone czerwienią raziły mocniej niż dym
i ścieżka wrastała w bose stopy i sukienkę. przed nią leżały poletka
zaszyte głogiem, parszywe nory, błyszczące owadzie odwłoki.

wtedy pomyślała, że ma bardzo ładną szyję, a piersi jędrne i białe.
i odeszła.