czwartek, 27 października 2011

Drohobycz (portretowanie ulicy)

Pamięć kończy się na krągłościach kocich łbów i ciał
przylegających do białych jak mleko matki ubrań.
Deszcz zapłodnił już ogrody przy Sienkiewicza. Miękko
zsuwa się po rynnie, by spłynąć na przełaj chodnikiem.

Wcale nie wyglądamy jak duchy. Do twarzy nam
w starych płaszczach, trzewikach, smutkach. Jesteśmy
widzialni i piękni do bólu: ja z warkoczem, naręczem
śliwek. Ty ulepiony z lepszej gliny i zdrowszej krwi.

Jeszcze kryjemy się w ramach obrazów, kołyszemy
wolno niby sny wciśnięte w głębię perspektyw.
One unoszą się nad dachami jak spopielone akwarele,
zdziczałe róże i nazwy ulic, których nikt nie pamięta.