czwartek, 5 lipca 2012

Żółcienie

Lipiec wysycha i stygnie powoli. Leniwe pędy winogron
łaszą się wokół drutów jak koty. Oplotłyby nasze palce,
gdyby je trzymać nieruchomo w powietrzu.

Przypominają też zachłanne i spragnione pieszczot
kobiety. Zielone kiście – pukle włosów, suchy kwiat
i owoc – jeszcze wczoraj ukryty, lecz pęczniejący
niczym sen, który rozrasta się w tempie nocy.

Nasze myśli i ciała są równie pokraczne.
Powtarzają ten schemat z precyzją w braku umiaru.

Są zupełnie nagie, giętkie i potrzebują dużo wody
oraz światła słonecznego. Z chwilą, w której obejmą
biodra swoich kochanków, na ich skórze powstaną blizny
i wypukłości, z których wysączy się resztka lata.

1 komentarz:

  1. Długo trzeba było czekać, ale warto :)

    Ja w okresie letnim piszę wiersze na jesiennym tle, ale ty jesteś całkowicie normalna :) Tak trzymaj.

    Oplotłyby*

    OdpowiedzUsuń