wtorek, 4 sierpnia 2015

Szkicownik

Cienie kładą się na dachach jak koty. Przy Largo di Torre Argentina 
wprawione w ruch powietrze gęste jest od zdrad i mimozy.
Nim zdążyliśmy uwić gniazdo, kolejna wiosna obrosła w mewi puch 
i kurze łapki pod oczami – nieco z beztroski, ciut z niedospania.

I tak staliśmy się pęknięciem w czasie. Napięciem między wielością a pełnią, 
w której słowa – co głośniej wypowiadane – rozmazują sylwety kopuł. 

Kiedy mówimy do siebie: spójrz – wtedy pocięte na warstwy miasto 
z wolna stapia się w brzemienne, ciepłe ciało. To w nim zapisane są echa 
wszystkich zbrodni, miękkość piersi i podbrzuszy, jednia oraz przypadkowość.
To geometria dziejów: misterne konstrukcje więźb, oprawy blejtramów 

i siła dłuta wymierzonego w kamień niczym rostra w stronę zatoki. 
Idzie noc. Wraz z nocą zjawiają się duchy. Marmur jest biały, 

a my całkiem nadzy: dwa wilcze oseski 
z mlekiem matki na pyszczkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz