wtorek, 20 kwietnia 2010

Po linii horyzontu


w piwnicach sieroty lęgły się jak bezdomna zwierzyna. na progu stała
kanka bez dna, dalej biały kwiecień roztrzaskany o cement i kilka cherlawych
brzózek za płotem. wysłuchawszy, co mają im do powiedzenia, oboje zaczęli
dorastać do swoich rąk. trawy malowały podwórze, zostawiając miękkie siwe
pasma w miejscu ścieżek; długie cienie lubiły osuwać się w noc. musieli
uważać, by nie padły całkiem pijane, a ciała nie wróciły pod drzwi

do skrzypiących klamek, głodnych kotów i cicho łuszczących się farb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz